Polska Colleen Hoover w kontynuacji swojej pierwszej książki. Dzisiaj kilka słów o powieści Martyny Senator, pod tytułem „Z otchłani”. Zapraszam!
Życie Kaśki odwraca się o 180 stopni. Właśnie zerwała swój długoletni związek z chłopakiem, który ją zdradził. Jest w rozsypce i nic już nie wydaje jej się takim jakim było. W tym trudnym czasie wsparciem służą jej oddane przyjaciółki. Jedna z nich umawia Kaśkę na randkę w ciemno, gdzie dziewczyna poznaje Szymona. Jak dalej potoczą się losy tych bohaterów? Czy Kaśka zapomni o byłym chłopaku?
Książka „Z otchłani” swoją premierę miała 15 lutego 2018 i ukazała się nakładem wydawnictwa Czwarta Strona. Jest to druga powieść w cyklu „Z popiołów”, którą rozpoczęła książka o tym samym tytule. Jeśli nie zapoznaliście się wcześniej z poprzednią częścią to nic straconego! Fabuła bowiem jest tak poprowadzona, że znajomość pierwszego tomu nie jest konieczna. Mamy bohaterów, którzy pojawiali się w „Z otchłani”, jednak nie byli postaciami pierwszoplanowymi, więc ich życiorysy nie były bardzo rozbudowane.
Już w pierwszej recenzji książki Martyny Senator, wspomniałam o tym, że stylistyka autorki bardzo przypomina mi twórczość Colleen Hoover. Czy jest to minus? Dla fanów Hoover, na pewno nie. O ile w pierwszej części cyklu ten fakt mi mocno nie przeszkadzał, o tyle po drugim tomie spodziewałam się już czegoś innego. Może bardziej zaskakującego… Nowego. Jakiegoś powiewu świeżości. Niestety – historia pomimo tego, że napisana w ciekawy sposób, jest bardzo przewidywalna. Książki o takiej tematyce, takim zakończeniu, takiej budowie już na pewno czytaliście. Niewiele Was tutaj zaskoczy.
„Z otchłani” oferuje nam szeroki wachlarz postaci wobec, których nie powinniśmy pozostać obojętnymi. Autorka kreuje je w taki sposób, że mają wzbudzać nasze określone emocje i nie pozostawia czytelnikowi wiele pola do własnej interpretacji. Jak ma być czarno to jest czarno. Kiedy bohater postępuje dobrze to robi to w sposób spektakularny, pełen radości, prawie przy dźwięku anielskiego chóru (tak, przesadzam J). Zaś gdy postać jest kreowana na „tego złego” to już niczego pozytywnego o nim nie przeczytamy. Jest albo dobrze, albo źle – brakuje czegoś pomiędzy.
Trzeba jednak przyznać, że akcja poprowadzona jest w taki sposób, że nie nudzi. Napięcie jest dawkowane powoli, niespiesznie popychając fabułę do przodu. Bardzo podobała mi się również narracja w wykonaniu dwójki głównych bohaterów, ponieważ została poprowadzona pierwszoosobowo. Kolejnym plusem są maile wymieniane między Kaśką a Szymonem, które nadawały książce ciekawego wyglądu i pozytywnie wpływały na jej odbiór. Pytanie tylko: czemu oni za każdym razem nadawali nowy tytuł tej rozmowie? J Jeśli korzystacie z maila częściej to wiecie, że nadawanie nowych tytułów podczas dłuższej korespondencji wprowadza chaos… Ale to niuans techniczny, kompletnie nie wpływający na fabułę i moją ocenę.
Czy warto sięgnąć po ten tytuł? W mojej ocenie tak, aczkolwiek pozostanę jednak większą fanką pierwszego tomu, który moim zdaniem miał w sobie więcej świeżości. „Z otchłani” powiela niestety zbyt dużo utartych schematów aby można byłoby nazwać ją unikatową czy przełomową.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.